Optymizm urzędniczy jest ogromny – z wszystkich badań (nie tylko ministerialnych, ale także prowadzonych przez niezależne ośrodki naukowe i organizacje pozarządowe) wynika, że w szkołach – jak Polska długa i szeroka – komputery są i internet jest. W zero-jedynkowym układzie można odtrąbić wielki sukces. Niestety głosy wątpiących, że trzeba zapomnieć o tych danych i przyjrzeć się jakości sprzętu i szkolnej sieci są jakoś pomijane milczeniem. Czy nadchodzi piękna katastrofa?
W każdej szkole oprócz sprzątaczek (zdegradowanych z roli woźnej – jednak estyma była!) istnieje funkcja, bez której ta instytucja by nie funkcjonowała. Również zdegradowany z roli woźnego po szkole smutno snuje się konserwator – „pan Mietek”.
Pan Mietek jest coraz rzadziej spotykanym typem człowieka, tzw. „złotą rączką”. Do całkiem niedawna pan Mietek brał na klatę wszystkie szkolne awarie: urwane klamki, wybite szyby, drobne przebudowy, spawanie, wstawianie zamków, wywalone korki, wyrwane gniazdka, połamane krzesełka itd. Był jedyną, całkowicie wystarczalną, siłą naprawczą. Niestraszne mu tynkowanie, naprawa ogrodzenia, koszenie trawników, uprawa rabatek kwiatkowych, przepychanie kanalizacji, lutowanie oberwanych rynien, naprawa telefonu z tarczą, itd. Człowiek – orkiestra. Do czasu.
Wraz z eksplozją komputerowej rewolucji okazało się, że powstaje nowa dziedzina napraw i serwisowania całkowicie poza zakresem kompetencji pana Mietka. Komputery obsługujące linie technologiczne w różnych fabrykach najpierw zabrały mu możliwość wstawiania szyb – szyby zespolone wstawia fachowiec posiadający specjalistyczny sprzęt. Nie ma już w zasadzie w szkołach pojedynczych szyb wklejanych za pomocą kitu. Potem okazało się, że piec do CO też posiada dodatkowy panel do zaprogramowania parametrów sterowania pompami i czujnikami temperatury zewnętrznej i wewnętrznej. Do takich serwisowych spraw trzeba już wzywać specjalistę. Jeszcze klamkami konserwator rządzi, ale już nie tymi, które zespolone są z czytnikami kart – a i takie są w polskich szkołach.
Pan Mietek, fascynat technologii, wielokrotnie ratował komputer pani dyrektor usuwając wirusy, orientował się co to ten pendrajw i potrafił podłączyć drukarkę. I tu jednak dopadła go rewolucja: komputery pracują w szkolnej sieci, sieć udostępnia serwer, do serwera dopięty jest ruter z niewyobrażalną ilością ustawień, szkoła ma własne IP, stronę www i wewnętrzną chmurę. A i z zewnętrznej korzysta. I jakieś zabezpieczenia trza mieć. Nagle okazało się, że pan Mietek już nie ogarnia…
Nie znam dyrektora, który upierał się będzie przy naprawie szkolnego dachu przez własnego „pana Mietka”. Tak samo przy serwisie monitoringu szkolnego, kserokopiarki, wstawieniu okna. Nie znam dyrektora, który serwis centralki telefonicznej zleciłby „panu Mietkowi”. Jakoś wiemy co może zrobić „złota rączka” a czego nie.
Znam za to wielu dyrektorów, burmistrzów, wójtów i prezydentów miast (nie wspomnę o ministrach) którzy nadal upierają się, że szkolne komputery mogą być przez „panów Mietków” administrowane i serwisowane. I że nie trzeba na to żadnych dodatkowych środków – „się zrobi”. We własnych urzędach na 50 komputerów utrzymują oni etaty dla dwóch techników-informatyków. Zasadne. W szkole, w której pracuje 100 maszyn nie ma żadnego etatu. „Się zrobi”. Pan Mietk jest. Etaty techników – bezzasadne.
Od lat, jako samozwańczy administratorzy i serwisanci szkolnych komputerów (co dostało nam się z powodu uczenia informatyki) prosimy i apelujemy: w szkołach potrzeba techników od sprzętu informatyczno-medialnego i sieci! My chcemy uczyć! W każdej szkole potrzeba PLANU informatycznej zmiany (o czym ZAWSZE na KAŻDEJ konferencji mówi np. Dariusz Stachecki, v-ce dyr. Gimnazjum w Nowym Tomyślu – konia z rzędem temu, kto WYKORZYSTAŁ tę wiedzę). Która szkoła może pochwalić się wieloletnim planem informatyzacji szkoły w zakresie infrastruktury sieciowej, sprzętu i szkolenia nauczycieli? Czy ktoś o tym w ogóle myśli? Coś mi się wydaje, że raczej nie dyrektorzy – większość działa nakazowo: jest zalecenie – robimy. Nie ma – nie dotyczy.
A zalecenia nie ma. A nie ma dlatego, że to dodatkowy etat. A na etat musiałyby być pieniądze. Dodatkowym kłopotem może być WIEDZA o faktycznym SKANSENIE TECHNOLOGICZNYM polskiej szkoły. Bo jak się wie, że mamy starocie, należałoby wymienić – czyli KOSZT!
Jak się obchodzi wykazywanie skansenu polskich pracowni informatycznych, czyli wykazanie, że jest świetnie? Prostym pytaniem: ile jest w szkole komputerów? Ilu uczniów? Potem dzielimy i wychodzi 0,8 komputera na ucznia. POTĘGĄ JESTEŚMY!!! Czy jest w szkole Internet? Jest. Czy wszystkie komputery mają podłączenie do internetu? Wszystkie. POTĘGA!!! A że Internet to 2 Mb/s dla całej szkoły i przeglądarka otwiera się na sprzęcie z 2006 roku 6 minut – kto o to zapyta? Kogo to interesuje? Wyłącznie uczniów i nauczycieli – reszta to papiery, w których wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Nauczyciele informatyki – spadkobiercy cyfrowych funkcji pana Mietka – dwoją się i troją, żeby utrzymać w działaniu cały ten skansen. Spuchnięte kondensatory na płytach głównych, dyski z bad-sektorami, niewspierany Windows XP, darmowe (nie dla instytucji, ale o tym sza…) antywirusy, rutery „z Biedronki” (przecież działa…) – to codzienność. Całość stoi jako-tako tylko z tego powodu, że polski nauczyciel, „jak trzeba, to i na drzwiach od stodoły” – cytuję klasyka.
Drzwi mają jednak cechę, o której jakoś się nie wspomina – owszem, lecą, ale lotem koszącym. Nie wznoszą się, nie zakręcają, nie są szybowcem. Na końcu lotu ZAWSZE jest katastrofa.
Chciałbym poprzez blog Superbelfrów i portal Edunews uruchomić oddolny ruch remanentu w polskich szkołach – policzmy i pokażmy, że „Cyfrowa Szkoła” potrzebuje wsparcia etatowego w kształconych technikach informatykach, w wewnętrznych planach informatyzacji szkół czy rewitalizacji informatycznej, w rzetelnych szkoleniach nauczycieli. Przede wszystkim w zrozumieniu BEZWZGLĘDNEJ POTRZEBY takiej zmiany.
Pokażmy jaka jest nasza baza, na czym pracujemy, jaki mamy dostęp do szerokopasmowej sieci – pokażmy że e-podręcznika w przeciętnej szkole nikt nie będzie używał nie dlatego, że nie chce, a dlatego, że zwykły nauczyciel NIE MA TAKIEJ MOŻLIWOŚCI!
Ministrowie, prezydenci, burmistrzowie, wójtowie, dyrektorzy – macie czas do września 2015 roku, bo wtedy szkoły będą mogły zacząć korzystać z darmowych e-podręczników. Może się okazać, że nie będą, bo nie zadbaliście o to, żeby miały odpowiednie warunki. Oczywiście będziemy rzetelnie informować o tym, w których szkołach cyfryzacja edukacji się nie powiodła z przyczyn wyżej opisanych.
Jacek Ścibor – nauczyciel informatyki w Zespole Szkół w Chrząstawie Wielkiej (k. Wrocławia), założyciel i administrator grupy Superbelfrzy RP na Facebooku, redaktor naczelny kwartalnika „IT w edukacji”, ekspert w projekcie „E-podręczniki do kształcenia ogólnego”, pasjonat edukacji wspomaganej technologicznie, prelegent wielu konferencji edukacyjnych. Prywatnie: patrz wyżej.
- Profesor - 6 kwietnia 2024
- Dyktatura klopsów - 15 października 2022
- Nadszkoleniowość - 11 lipca 2022
8 odpowiedzi na “Pan Mietek – złota rączka”
Artykuł ostry w swej wymowie ze zrozumiałych względów. Skoro jednak autor domaga się, i słusznie, zmian to warto by było, aby jednak wziął pod uwagę kilka faktów pominiętych, przemilczanych lub i przeinaczonych w powyższym tekście. Po pierwsze, wśród Panów Mietków też następuje wymiana pokoleń i współczesny Pan Mietek często znacznie lepiej orientuje się zarówno w topologii sieci, naprawie sprzętu elektronicznego jak i konfigurowaniu różnych usług niż nie jeden nauczyciel informatyki. To prawda, nie tak powinna być jego rola, ale na ogół posiada on też odpowiednią bazę kontaktów do ludzi, którzy potrafią zaradzić nawet wobec problemu „nie do przejścia”. Reasumując dzisiejszy Pan Mietek to wciąż nieoceniona pomoc, warto o tym pamiętać, w końcu to On przebywa w tym środowisku o wiele więcej godzin niż nawet najbardziej zapracowany nauczyciel (wiem o czym piszę ja swojego Pana Mietka – a w zasadzie dwóch, bardzo szanuję).
Po drugie, niestety współczesny nauczyciel nie wiele rózni się od tego sprzed 10 lat. Owszem posiada adres mailowy, owszem raz od święta zajrzy tam i sprawdzi czy czegoś nowego nie ma. Jak mu każą to i wpisywać tematy lekcji do dziennika elektronicznego nauczy się wpisywać, ale to by było na tyle. Prezentacje multimedialne tworzone przez typowego współczesnego nauczyciela wołają o pomstę do nieba, bo wciąż ten nauczyciel myli pojęcie prezentacji z podręcznikiem (kto przeczyta ze slajdu 200 słów ułożone w 20 wierszach???). Takich mankamentów jest cała masa i można by powiedzieć za autorem, w takim razie szkolić…. w tym momencie przywołuję sobie przed oczy obraz koleżanek i kolegów, dla których szkolenie jak utworzyć artykuł w prostym CMS-ie to najwyższe arkana wtajemniczenia (dla nie wtajemniczonych, chodzi o sekwencję: zaloguj-> Kliknij dodaj -> wpisz tytuł -> wpisz treść -> wybierz kategorię -> Opublikuj). Takie już tajniki jak nie przeklejanie z Worda czy unikanie używania tabel, to już wiedza dla typowego nauczyciela nie do ogarnięcia. Nauczyciele boją się zmian, ponieważ cały swój warsztat oparli na przestarzałych metodach, zmiana tego to rewolucja której nie każdy zechce podołać. Wiem o czym mówię, bo sam planuję zachęcić kolegów i koleżanki do korzystania z Google Apps i jestem pełen obaw jeśli chodzi o odzew.
Tu właśnie doszliśmy do trzeciego punktu mojej polemiki. Rewolucja faktycznie się zbliża, ale chyba większa niż by się zdawało. My nauczyciele wciąż patrzymy na infrastrukturę informatyczną szkoły przez powoli przestarzały model sieci, w którym istotną rolę odgrywa serwer oraz komputery klienckie. Sieć jest tylko uzupełnieniem a nie głównym szkieletem śmiem twierdzić w naszych wyobrażeniach. Przecież dzisiaj najszybciej i najprężniej rozwijającą się gałęzią informatyki jest chmura. Może jeszcze nie dziś, ale już wkrótce, jedynym czego będzie potrzeba w szkole to terminale, przy czym w tej roli równie dobrze może sprawować się smartfon, którego większość uczniów już w tej chwili posiada. Zamiast ładować środki finansowe w komputery nie lepiej zainwestować w sieć jako taką? Bez serwerów, opartą jedynie na routowaniu dostępu do Internetu. My dziś uważamy używanie smartfonów przez uczniów na lekcji za najwyższe zło, może odmieńmy oblicze tego zjawiska? zaadoptujmy na nasze potrzeby, sprawmy, że sami uczniowie zaczną korzystać z telefonu także w celach edukacyjnych…
Podsumowując. mimo mojej polemiki pochwalam każdą dyskusję na temat który jest mi bliski. Nie żyjmy jednak w świecie wyidealizowanym, w którym każdy chce ciężko pracować a skoro proponujemy rewolucję to bądźmy gotowi na prawdziwą rewolucję a nie tylko półśrodki 😛
Jacku!
Nawet najwięksi zwolennicy innowacji mogą/ muszą być realistami! Mogę się upominać o technika, a OP POWIE: basta! Koszty za duże, zamykamy szkołę! Poza tym- gdzie te darmowe podręczniki? Dolary przeciw kasztanom, że do przyszłego roku nie powstaną.
Biedronka
Rozwiazanie jest juz od dawna, tylko ministerstwo ma to w dupie i woli bulic M$ kase, zamiast uzywac darmowych alternatyw i zapewniam,ze takiego ekranu jak powyzej na zdjeciu nikt nie ujrzy…
A teraz kilka pomocnych faktów, ku pokrzepieniu serc. NAUCZYCIELE INFORMATYKI – czytać uważnie i robić z tego użytek:
1) Komputery z Windows XP – systemem 13letnim – można powiedzieć, że są NIEZGODNE z Nową Podstawą Programową (Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 23 grudnia 2008 r., załącznik nr 2, str. 47 „Uczeń korzysta z zasobów i programów multimedialnych”). Obecnie tworzone aplikacje i zasoby czy to multimedialne, czy w sieci Internet wymagają innych parametrów, niż zasoby tworzone dla platform istniejących ponad dekadę temu. Chyba, że Ministerstwo Edukacji Narodowej zaprzeczy i wszystkie e-podręczniki i większość treści multimedialnych zacznie działać na szkolnych nieserwisowanych zabytkach, wtedy nawet Atari ze strychu na tę okoliczność wyciągnę.
2) Na mocy par. 20 ust. 2 Rozporządzenia Rady Ministrów z 12 kwietnia 2012 roku w sprawie Krajowych Ram Interoperacyjności, minimalnych wymagań dla rejestrów publicznych i wymiany informacji w postaci elektronicznej oraz minimalnych wymagań dla systemów informatycznych, Dz.U. z 16 maja 2012 poz. 526 to KIEROWNICTWO PODMIOTU PUBLICZNEGO JEST ZOBOWIĄZANE do zapewnienia odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa w systemach teleinformatycznych. Ewa Kopacz jako obecny prezes Rady Ministrów również ma w tym zakresie pole do popisu – może zatem zapewnienie etatu technika IT w szkołach stanie się równie ważne, co monitoring szkół obiecany w expose.
3) Przyjęta przez Radę Ministrów w dniu 25 czerwca 2013 roku „Polityka Ochrony Cyberprzestrzeni Rzeczpospolitej Polskiej”, a obejmująca systemy teleinformatyczne eksploatowane przez administrację rządową, organy władzy ustawodawczej, władzę sądowniczą i samorząd terytorialny stawia sobie jako pierwszy cel zwiększenie poziomu bezpieczeństwa infrastruktury oraz zwiększanie zdolności zapobiegania i zwalczania zagrożeń ze strony cyberprzestrzeni. Nie będzie to możliwe bez aktualizowanego na bieżąco oraz odpowiednio zabezpieczonego sprzętu. Czyli na przykład odpada Windows XP bez wsparcia i aktualizacji.
4) Nawet w kwestii podatkowej zespoły komputerowe należą do rodzaju 491 Klasyfikacji Środków Trwałych (KŚT). Podstawowa stawka amortyzacyjna przewidziana w Wykazie rocznych stawek amortyzacyjnych dla tych składników majątku wynosi 30%. Jednak przepisy ustawy o podatku dochodowym pozwalają podwyższać stawki podane w Wykazie stawek amortyzacyjnych dla maszyn i urządzeń zaliczanych do grupy 4-6 i 8 KŚT, poddanych szybkiemu postępowi technicznemu – przy zastosowaniu współczynników nie wyższych niż 2,0 (art. 22i ust. 1 pkt 3 ustawy o pdof i art. 16i ust. 1 pkt 3 ustawy o pdop). Zgodnie z objaśnieniami do Wykazu, przez maszyny i urządzenia poddane szybkiemu postępowi technicznemu rozumie się maszyny, urządzenia i aparaturę, w których zastosowane są układy mikroprocesorowe lub systemy komputerowe, spełniające założone funkcje dzięki wykorzystaniu w nich najnowszych zdobyczy techniki, a także pozostałą aparaturę naukowo-badawczą i doświadczalno-produkcyjną. Zasadniczo zespoły komputerowe spełniają powyższą definicję. Zatem mogą być amortyzowane według podwyższonej stawki, tj. 60% rocznie (30% × 2,0) (źródło: Gazeta Podatkowa). Wynika stąd wprost, że Ustawodawca przewiduje zużycie sprzętu po czasie znacznie krótszym, niż 5-6 lat. CZY SZKOŁY wymieniają komputery co 5-6 lat?
Organy prowadzące – zastanowić się dlaczego nauczyciele muszą korzystać z tego typu przepisów i paragrafów usilnie prosząc o rewitalizacje skansenów technologicznych, pomoc przy serwisie pracowni komputerowej, czy o nowy router z firewallem sprzętowym.
Tomaszu, zgadzam się z tobą że Linux jest super alternatywą dla systemu od M$. Tylko, że trzeba:
1. przełamać swoje stereotypowe myślenie o nim,
2. poświęcić czas na poznanie go,
3. sprawdzać czy programy, których używamy będą na nich działały (te dołączone do podręczników – często nie).
Jakby do zrobienia, ale nie każdemu się chce…
W czasie czytania, wykluł mi się pomysł żeby zwolnić dotychczasowego Pana Miecia i na jego miejsce zatrudnić Panią Marysię (która też będzie umiała zadzwonić do firmy aby wymieniła okna, do elektryka żeby założył nowe gniazdko, która sama zainstaluje system i zrobi topologię sieci [bez proszenia i słodzenia bo sama będzie widziała jakie są jej obowiązki]) – tylko co na to związki zawodowe. Nie mówiąc o skandalu wywołanym tym, że kobieta ma zajmować się TAKIMI sprawami.
Po trzecie irytuje mnie, że to nauczyciele muszą naciskać na dyrektora, dyrektor na organ itd. (mam nadzieję…) a nie ma rozwiązań systemowych. Niby są programy, ale jakoś tak to od drugiej. strony jest robione. Wychodząc od dołu (czyli nauczycieli) przy wsparciu informatyków z urzędu, czy nawet firmy można zbudować plan rozwoju sieci, zdiagnozować potrzeby i zaplanować wydatki. Ale trzeba by zaufać tym na dole i z nimi rozmawiać i wierzyć im że nie sprzeniewierzą pieniędzy i wiedzą czego im potrzeba. UF, UF .. Lepiej zarządzić coś odgórnie (tablice, pracownie) bo wtedy jest większa kontrola kto na tym zarobi… tylko dlaczego zawsze zarabiają firmy globalne a nie lokalne?
A z drugiej strony: Pracuję w szkole jako nauczyciel (etat )i jako admin(mam do tego również wykształcenie)- pół etatu, mam przemyślaną wizję informatyzacji (jednak ona zależna od budżetu czyli od 1 stycznia do 31 grudnia). Wcześniej zarządzałem około 25 komputerami teraz 70. Rozsądnie można połączyć tę funkcję. A przy tym nie ma co narzekać, bo nie każdy specjalista informatyki za tak małe pieniądze chce pracować w szkole, a i administrujący muszą mieć cokolwiek więcej pojęcia bo szkoła to nie urząd i nie działa na tych samych zasadach. Chęć znalezienia złotego środka w tym wszystkim. Przy okazji wdrażam alternatywne rozwiązania, stosując systemy Linux, wypracowując rozwiązania. Niestety trzeba mieć świadomość, że w erze zamówień publicznych kryterium jest cena, co w przypadku m.in. szkół, autostrad coś już o tym wiemy. I i jeden fakt przeoczono. Dla firm zewnętrznych nie czarujmy się – liczy się tylko zysk. Z drugiej strony po części podzielam zgłaszana postulaty. Bo w szkołach 10-15 km od mojej stoją szkoły z totalnie zaniedbaną infrastrukturą. Podsumowując warto nie wylewać dziecka z kąpielą. Pozdrawaim
Maksymalny czas dla pracy pracowni powinien być nie dłuższy niż 5-6 lat w zależności od sprzętu jaki został zakupiony na początku, bo wiadomo, że lepszy może trochę dłużej dać radę. Sam mam pracownie 6 letnią, ale już pani dyrektor planuje wymianę sprzętu na nowszy (chociaż ogólnie sprzęt daje jeszcze radę). Współczuję ludziom pracującym w małych miejscowościach gdzie nie ma na nic kasy.
Co do pracowni to nie wyobrażam sobie, żeby jakiś informatyk miał mi grzebać w komputerach. Do obsługi komputerach w innych salach lekcyjnych, pokoju nauczycielskim i administracji to bardzo się taka osoba przydaje. U nas generalnie szefowa zatrudnia taką osobę samodzielnie na parę godzin w miesiącu. Mi zostaje czasem spełnić jakąś prośbę o naprawienie czegoś co nie działa a jest potrzebne na już. Co innego pan Mietek (u mnie Andrzej). Taka osoba jest po prostu niezastąpiona. Fakt, że nie zna się za bardzo na sieci i trzeba od czasu do czasu interweniować, ale w prostych przypadkach sobie radzi. Do tego położy kabelki, pomoże na problemy z prądem.
Sensownie by było, gdyby organ prowadzący szkołę zatrudniał informatyków dyżurujących, którzy odwiedzaliby szkoły i robili porządki. (Z resztą podobnie powinno być z dyżurującymi nauczycielami na zastępstwa)
„Zamiast ładować środki finansowe w komputery nie lepiej zainwestować w sieć jako taką? ”
Czyli co nie warto mieć nowszych komputerów na pracowni? Inwestować trzeba i w jedno i drugie, a i w serwer filtrujący treści jakie na lekcjach ściągają uczniowie. Uważanie, że samo zezwolenie na użycie telefonów na lekcji poprawi jakość nauczania to mrzonki. Trzeba dzieciom dać odpowiednie narzędzia, materiały oraz wyznaczyć cele i umieć to nadzorować. Do tego potrzebne jest i oprogramowanie i środki techniczne. A do tego odpowiednia metodyka pracy.
„W czasie czytania, wykluł mi się pomysł żeby zwolnić dotychczasowego Pana Miecia i na jego miejsce zatrudnić Panią Marysię (która też będzie umiała zadzwonić do firmy aby wymieniła okna, do elektryka żeby założył nowe gniazdko, która sama zainstaluje system i zrobi topologię sieci [bez proszenia i słodzenia bo sama będzie widziała jakie są jej obowiązki]) – tylko co na to związki zawodowe.”
Chyba się nie orientujesz jakie są koszty wezwania elektryka z firmy usługowej. Szkoła szybko by zbankrutowała. Pan Miecio załatwi to szybciej i dużo taniej. 😉 Jak pani Miecia będzie potrafiła to wszystko zrobić sama to nikt , poza jakimiś wyjątkami, nie będzie miał przeciwko. Nie ma co w to mieszać feminizmu 😉
Tak sobie czytam komentarze i uważnie przeczytałem artykuł… dostrzegam w nim lobbowanie rozwiązań stosowanych przez duże koncerny informatyczne. Wyeliminowanie „Pana Mietka” jest krótkowzroczne, bo czas reakcji „Pana Mietka” na incydent jest na pewno szybszy, niż każdej zewnętrznej firmy, która musi dotrzeć na miejsce awarii, zdiagnozować nieznany lub prawie nieznany sprzęt i naprawić go. Pomijam tu celowo fakt, że wiele rzeczy można zrobić zdalnie. Tylko czy do polowania na wróbla, używa się armaty? Co do informatyków w urzędach – rozwinięcie tego tematu wymuszałoby napisanie całej epopei (prawo, przepisy, wymogi bezpieczeństwa, tajemnicy państwowej itd. – w skrócie – prywatne i zewnętrzne firmy, nawet przestrzegające wysokich standardów, nie zapewnią tego wszystkiego ze względu na swoją strukturę i kilka innych rzeczy do dłuższej dyskusji – wiem z doświadczenia, łącznie z poważnymi skutkami prawnymi jakie miałem okazję obserwować i brać w nich udział). W szkołach nie ma większości z problemów z jakimi borykają się urzędy – ale faktem jest, że szkoła powinna mieć wsparcie informatyczne co najmniej na równym poziomie. Z resztą, zagrożenia są także inne – jak np. dostęp do pornografii i różnych tego typu stron. Tego nie załatwi może „Pan Mietek”, ale profesjonaliści od zabezpieczeń, też muszą nad tym stale czuwać. Znam temat, bo sam wspierałem szkołę w takim przedsięwzięciu – tu bardziej potrzebna jest edukacja nauczyciela prowadzącego zajęcia niż najlep
sze zabezpieczenia, które i tak da się ominąć.