Moja ośmioletnia siostrzenica od dawna marzyła o prowadzeniu swojego bloga. Brzmi dość ambitnie, prawda? Co więc powstrzymywało rodzinę przed spełnieniem marzenia dziecka? Ano głównie to, że blog miał powstać jako miejsce dzielenia się pasją, a pasją są malutkie zabaweczki kolekcjonowane przez dziewczynki w tym wieku, przezywane petszopami. Razem ze swoją młodszą siostrzyczką nie tylko godzinami się nimi bawią, nadają imiona, cechy charakteru ale też oglądają na YouTube filmiki z ich udziałem, czytają blogi z petszopami w roli głównej. No to temat bloga wydał się już mało ambitny i blog o zabawkach w wykonaniu dzieci jawił się rodzinie jedynie pomysłem, który narazi dziecko wyłącznie na śmieszność.
Drugi powód odwlekania decyzji to obawa, że ośmiolatka nie poradzi sobie technicznie z pisaniem tekstów i publikowaniem swoich zdjęć i rysunków. Do edytowania treści na temat świata dziecięcego pokoju jakoś nikt z rodziny się nie palił.
Nasza drugoklasistka, jako typowy cyfrowy tubylec, świat wirtualny traktuje naturalnie jak kredki i karton, więc chętnie poddaje się testowaniu na niej nowych narzędzi dla dzieci, które wynajdują Superbelfrzy.
Samodzielnie i z dużym entuzjazmem zrobiła wcześniej kilka animacji poklatkowych (oczywiście z udziałem ukochanych petszopów), z zachwytem tworzyła chmury wyrazowe, gadające obrazki (fotobabble), wymyślanie i robienie udźwiękowionych animacji na Kerpoofie rozśmieszyło ją do łez. Jej produkcje w ramach testowania pokazałam w grupie i Superbelferki od razu gromko zakrzyknęły „załóż jej bloga”, jakby czytały w dziecięcych myślach. Przyznałam się do rodzinnych obaw, żeby nikt złudzeń nie miał, czemu miałby ten blog służyć, ale zrozumienia próżno było szukać. Cóż… Superbelfer to nauczyciel eksperymentujący, a ja tu z jakimiś obawami wyskakuję. Poprosiłam o linki do dziecięcych blogów, żeby się rozejrzeć, co też inne dzieci publikują. Dostarczono mi rychło liczne blogi prowadzone pod czujnym okiem nauczycieli, wymuskane, mądre, ładne. A tu przecież chodziło o to, żeby naszej kreatywnej drugoklasistce pozwolić na swobodę i wyrażanie tego, co jej w duszy gra, a nie wzorowanie się na tym, co podoba się dorosłym. I zaraz znalazło się jeszcze liczniejsze grono, które zakrzyknęło „wrzuć ja na głęboką wodę, dawaj ją na ocean od razu, niech pływa”.
Chwyciłam się jeszcze jednej szansy odwleczenia sprawy. Obiecałam Idze, że założę jej bloga, ale musi mieć najpierw co tam zamieścić. Miała sobie stworzyć folder „blog” i tam zgromadzić teksty napisane w Wordzie i zdjęcia. Na nic mój przebiegły plan. Na drugi dzień już miała 8 krótkich tekstów o swoich ulubieńcach i siedemdziesiąt dwie zrobione przez siebie i siostrę fotki.
Co było robić? Dziecko marzy, pisze, fotki robi, Superbelfrzy dopingują… no to hop! Konto na goglach dziecko posiadało już od dawna do publikowania animacji poklatkowych, więc kliknęłyśmy opcję „blogger” i gotowe.
Pierwszy post Iga robiła według moich instrukcji: zaznacz tekst, naciśnij klawisze CTRL C, przejdź do postu, naciśnij CTRL V, teraz kliknij ikonkę obrazka, znajdź folder „blog”, kliknij obrazek, który chcesz wstawić i znowu tekst, obrazek, na koniec kliknij „opublikuj”. Obie miłośniczki petszopów mało ze skóry nie wyskoczyły z radości. No to pokazałam im jeszcze jak zrobić własne memory ze zdjęciami ich zabaweczek, wkleiłyśmy grę do postu i tak zostałam najukochańszą ciocią na świecie. Na karteczce zostawiłam im jeszcze namiary do logowania się.
Po dwóch dniach moja siostrzenica dzwoni do mnie z prośbą, żebym wpadła do niej po lekcjach, bo ma już kolejne osiem nowych tekstów i zdjęcia. I jak tu odmówić dziecku? Z tego wszystkiego już zaczynałam pamiętać imiona kotków, foczek, wróżek i innych kolorowych stworków. Zanim jednak skończyłam lekcje sprawdziłam, jak ten blog wygląda i z dużym zdziwieniem zauważyłam nowy post, zupełnie samodzielnie napisany i opublikowany, na temat emocjonującej przygody z huśtawką, którą to historią Iga postanowiła się podzielić ze światem. Po paru godzinach byłam świadkiem takiej scenki:
Tata wraca z pracy, moja siostrzenica wita się i mówi:
– Tata, ale miałam dziś straszną przygodę z huśtawką!
– Co się stało?!
Dziecko odwraca się na pięcie:
– Aaa, możesz sobie przeczytać na moim blogu!
Cóż, to się nazywa reklama i zwiększanie sobie liczby wejść 😉 A tak naprawdę to oczywiście duma i radość z opanowania nowej umiejętności i chęci pochwalenia się najbliższym.
No i już wiem, że ośmioletnie dziecko po tygodniu posiadania bloga potrafi bez trudu:
1) zalogować się na swojego bloga (bez żadnych zakładek),
2) redagować posty,
3) załączyć do postu swój rysunek narysowany cyfrowo lub zdjęcie,
4) zeskanować swój rysunek narysowany kredkami i załączyć do postu,
5) odpisywać na komentarze;
Trochę mnie niepokoi, że o nic nikogo z rodziny nie pyta przed naciśnięciem entera.
Przy takiej łatwości i odwadze dziecka poruszającego się w sieci zapala mi się czerwona lampka, jak ważne jest by edukować maluchy przy każdej okazji już od przedszkola o zaletach i wadach wirtualnych kontaktów, netykiecie, sieciach społecznościowych, bezpieczeństwie. Nie straszyć, przeciwnie, pomagać im znaleźć swoje miejsce i sposób wykorzystania sieci dla własnego rozwoju i radości z życia. Życia w drugiej dekadzie XXI wieku.
Dzieci w szkole zachwycone są blogiem o petszopach i grami. Jakby bardziej niż stronami, które tworzą dla nich dorośli.
Przyznaję się, nie mieliśmy racji my dorośli hamując kreatywność i bojąc się śmieszności. Nie doceniałam łatwości dziecka w uczeniu się nowych umiejętności technicznych. I trochę mi wstyd, że wydawało się nam dorosłym, że dziecięca pasja jest mniej ważna niż pasja dorosła, bo to ona stała się motywacją do tworzenia i poznawania nowych narzędzi.Teraz ciekawi mnie tylko to na jak długo Idze wystarczy zapału do tworzenia nowych postów.
- W czym ci mogę pomóc, czyli dziecko u terapeuty. - 10 lipca 2021
- Ozoboty – skrzaty z edukacyjną mocą wspierają dzieci z dysleksją - 5 marca 2017
- Webinarium Superbelfrzy Nocą#22
cykl Zamiast kserówki – część 3
Świąteczne Lekcje - 18 listopada 2016
W odpowiedzi na “MiniBlogerka”
Gratulacje, pomysł na blog wspaniały. Podziwiałam.