Ja, Nauczyciel

Pamiętacie mnie jeszcze? Pamiętacie ten dzisiaj kultowy już tekst, jak idę korytarzem i przeklinam?  Przez lata się śmiałem, aż przestałem. Przestałem, bo dzisiaj już nie mogę wytrzymać, jak patrzę na to wszystko co się dzieje i kim dzisiaj jest nauczyciel i ile zarabia.  “Psia grypa” zapewniła podwyżki policjantom przed 11 listopada. Nie dziwi mnie to, bo w końcu kto miał pilnować tego co się działo. Teraz nagle “grypa” w ciele pedagogicznym się objawia i co się dzieje? Wszystko zostało zredukowane do tego, że NAUCZYCIELE CHCĄ KASY. MAŁO ROBIĄ, MAJĄ TYLE WOLNEGO I JESZCZE IM MAŁO.

Tak mało. Tak chcę więcej. Chcę więcej żeby czuć szacunek dla samego siebie i mieć na zapłacenie kredytu za dom, dla dzieci na studia, żeby wziąć żonę na kolację i pójść do teatru.  Tak jak każdy normalny pracujący człowiek. Żeby nie martwić się w połowie miesiąca że kolejny rachunek zmusi mnie do brania kolejnego kredytu na jego zapłacenie.

Po internecie krąży mem: “Powiedzieć że nauczyciel pracuje 18 godzin to tak jakby powiedzieć że Stoch oddaje skoki tylko podczas konkursów”. Czy ktoś z krytykujących, wiedzących ile pracuję i co robię zastanawiał się kiedyś jak wygląda zawód nauczyciela?

18 godzin w tygodniu publicznych wystąpień przed grupą nastolatków, której wydaje się że wiedzą lepiej niż ja, że to co mówię nie ma najmniejszego sensu i po co im to w życiu?

Ile się trzeba starać i wymyślać żeby ich zainteresować tym czego muszą się nauczyć? Kiedy to wymyślać? W trakcie tych 18 godzin przed tablicą? Czy może podczas wywiadówek, które oczywiście muszą być po południu, albo najlepiej od 17 lub 18, bo inaczej rodzice są w pracy i w ogóle nie przyjdą dowiedzieć się dlaczego ich pociecha znowu dostała jedynkę. O Boże – jedynkę: ile się trzeba natłumaczyć przed rodzicem, dyrektorem, a czasem nawet w kuratorium dlaczego uczeń dostał jedynkę. Czy nikt nie czyta oprócz mnie tych “papierów”, które produkuję każdego roku we wrześniu na temat tego czego będę uczył, jakie będą tematy lekcji, jakie treści będziemy realizować. Oczywiście też trzeba napisać co uczeń musi umieć na daną ocenę, jakie są kryteria oceniania, jak indywidualizuję pracę z uczniem (przy 30 osobach w klasie i 45 minutach w ciągu tygodnia – indywidualizacja. Konia z rzędem temu kto to wie jak zindywidualizować zajęcia z uczniem który się boi komputera i nie ma bladego pojęcia o jego obsłudze, a drugi leci tak do przodu że jeszcze spędzam dodatkowe godziny w domu żeby mnie przypadkiem nie zagiął na lekcji). Nie daj Boże jakbym zapomniał jeszcze napisać jakie przewiduję formy sprawdzania wiedzy, ile ich będzie jak będą oceniane. Uff. Mija wrzesień, czas zapoznać się z opiniami z poradni psychologiczno-pedagogicznej, orzeczeniami, spotkać się w zespołach klasowych, przedmiotowych, pierwsze wywiadówki, pierwsze szkolenia ze zmian w przepisach. Przygotować akademie na różne okazje i tak w kółko Macieju do czerwca kiedy to już jadąc na oparach i przegryzając leki uspokajające jak landrynki można chwilę odpocząć. Ale właśnie owe dwa miesiące wakacji. Najpierw papierki, później do dyspozycji dyrektora, jeszcze po drodze udział w egzaminach zawodowych, rady pedagogiczne podsumowujące stary rok, arkusze ocen do wypełnienia. Można jechać na urlop, ale trzeba pamiętać żeby w sierpniu już być do dyspozycji dyrektora, bo to zaraz trzeba pomóc plan układać, przyjść na egzaminy poprawkowe (bo jednak ktoś postawił oceny niedostateczne na koniec roku), rada pedagogiczna przed rozpoczęciem roku szkolnego, akademia do przygotowania na początek roku szkolnego. Dwa miesiące pełnego luzu i nic nie robienia (obiegowa opinia malkontentów, którzy dostawali dwójki w szkole, albo mają traumę po nauczycielach i teraz się wyżywają na nich). Cholera, miało być bez narzekania. Miały być fakty.

19 lat pracy, prawie najwyższy możliwy stopień awansu zawodowego (przede mną jeszcze EGZAMIN na nauczyciela dyplomowanego – ale to dopiero za 6 lat, no może za 5 jeśli dyrektor łaskawie napisze mi ocenę pracy i da wyróżniającą ocenę). I co? 2334,58 – tyle właśnie wpływa na konto. I to tylko dlatego AŻ tyle, że 19% dodatku stażowego i 192 złote za to, że pracuję w szkole wiejskiej. Za te 18 godzin “tygodniowo” (plus kolejne  minimum 12 – bo nauczyciel jednak pracuje 40 godzin w tygodniu, a prawda jest taka że nie 12 a często i gęsto ponad 20 godzin spędzonych na papierach, szkoleniach, radach, wywiadówkach, różnej pracy dodatkowej za którą nikt nie zapłaci, a jeśli nie będzie wykonana to nie będzie można przeprowadzić tych 18). Z głupkowatym uśmiechem na twarzy słucham pani Ministry, która mówi że zarabiam 5300. Chyba razem z żoną która też jest nauczycielem. A sławetne podwyżki? 5% w skali roku po odebraniu wszystkich możliwych dodatków jakie były. W sumie dostałem 21 złotych brutto więcej niż przed podwyżkami.Bardziej uwzględnienie wskaźnika inflacyjnego, niż podwyżki – bądźmy uczciwi.

14 pensja – hehehe – pusty śmiech ogarnia jak się to słyszy. OJ dostałby dyrektor jakby naraził organ prowadzący na tego typu wydatki. Cały rok pilnuje kto ile zarabia żeby przypadkiem się nie okazało że musi wypłacić wyrównanie ową sławetną 14-stą pensję. Ale przekaz w mediach jest taki jakbym był górnikiem prawie i odbierał pełną pensję.

Dlaczego tak jest, że to nasze całe towarzystwo nie może się zebrać i zastrajkować? A co, niech się dzieje. Niech zamykają szkoły, niech dzieci zostaną bez opieki, niech nikt nie sprawdza za 8 złotych arkuszy maturalnych czy gimnazjalnych. A co tam. Niech się dyrektor martwi co zrobić. W ramach protestu zabiorę nawet ze szkoły wszystkie swoje długopisy, pomoce dydaktyczne które kupuję z własnych pieniędzy, papier ksero, kawę, herbatę, kubek czajnik. Tylko po co? Żeby nie mieć czy poprawiać prac? Żeby nie móc zrobić potrzebnego ksero? Czy nie mieć herbaty przez te parę godzin gdy jestem w pracy?  Tak, wyobraźcie sobie, że nawet czasem mam czas podczas przerwy żeby zjeść kanapkę i zrobić szybką kawę, bo nie stoję na dyżurze mając na oku z dwustu uczniów na boisku, z których każdy robi coś innego i tylko patrzy żebym ja nie patrzył w jego stronę. Zero presji i odpowiedzialności.

A idę na L-4. Strajk i ciało pedagogiczne będzie “chorować”. A później tłumaczyć się przed dyrektorem, dlaczego nie zrealizowałem podstawy programowej bo byłem miesiąc na zwolnieniu.

Ech, rzucić to wszystko. Piękna myśl i już na poważnie wielu to robi. Wykształceni, mądrzy, mający i wiedzę i doświadczenie odchodzą. Sami. Nikt ich nie zwalnia. Nie da się tak żyć, a jednak wielu nadal tak żyje. Owszem – przychodzą nowi. Czasem się wkręcą i zostają nauczycielami z prawdziwego zdarzenia. Splot okoliczności sprawi, że spotkają innych zapaleńców i się wkręcą. Wymyślają, kosztem rodziny, zdrowia własnego, znajomych poświęcają czas na to żeby mieć satysfakcję z uczenia.

Wielu jednak psuje ten obraz, bo oni faktycznie pokazują że pracuje się 18 godzin w tygodniu. Wchodzi do szkoły na 45 minut lekcji i wychodzi. Powie „cześć” w pokoju i ucieka do swojej firmy udzielać korepetycje, czy robić inne rzeczy. Pokazuje jak bardzo można być cynicznym i jak bardzo można wykorzystywać system. Skoro mówią o mnie, że pracuję 18 godzin to zobaczcie, że można pracować 18 godzin w tygodniu. Przy okazji żeby zarobić więcej, obskoczyć dwie szkoły.

Wielu ma już tak zszargane nerwy, że nie wytrzymuje – dlatego słyszysz drogi Rodzicu o tym co się dzieje na lekcji u Pani X. Dlatego Twoje dziecko opowiada Ci, że Pani dzisiaj krzyczała na niego, ale już zapomni powiedzieć co zrobił.

Czy Ty rodzicu naprawdę tego chcesz? Żeby słabo opłacany, sfrustrowany i na “prochach” człowiek spędzał z Twoim dzieckiem ⅓ jego życia i przekazywał mu wiedzę, wartości?

Podziwiam Twój spokój. Ja się bałem, jak moje dzieci chodziły do szkoły. Właśnie tego, że spotkają takich nauczycieli. Jeden taki na całą szkołę i od razu opinia o szkole gotowa. Jedno zgnite jabłko, a cała „beczka” zaraz do wyrzucenia.

Owszem – taki człowiek nie powinien pojawić się w zawodzie, ale się pojawił. Wiesz dlaczego? Dlatego, że nie było nikogo innego żeby go zatrudnić. Za te pieniądze wielu nawet nie podejmuje się tej pracy, są też inni którzy przyjdą i po miesiącu odchodzą. Mówią: „za dużo obowiązków, za duża odpowiedzialność, za mała pensja”. W latach 80., moja mama (też nauczycielka) mówiła, że było takie powiedzenie – nie masz co robić idź do szkoły będziesz uczyć dzieci. Jezus, Maria. Ciarki na plecach.

“Musisz mieć bogatego męża – to się będziesz dobrze bawić w szkole. Parę godzin dziennie wyjdziesz z domu, będzie na kosmetyki.” – Boże – Ty widzisz i nie grzmisz?

A co ze strajkiem? A co to da? Środowisko nauczycieli jest skłócone z sobą. Sponiewierane życiem i sfrustrowane. Jak się to wszystko nałoży na siebie to wychodzi obraz nędzy i rozpaczy. Za parę nadgodzin wbiją sobie nóż w plecy. Ciągła niepewność czy będzie praca czy nie. Czy dostanę godziny, czy ich nie będzie dla mnie, powodują że ludzie zamieniają się w łaknące krwi potwory. Podłożą Ci nogę, żeby nie wyszła Ci akademia. Śmieją się, jak Ci się nie uda projekt. Mają ubaw, jak okaże się że to On, a nie ty dostał nagrodę dyrektora, bo odpowiednio potrafił się podlizać i dzięki temu zarobić parę złotych.  

Może pomogą związki zawodowe? Upomną się o swoich członków. W sumie to ciekawe – czy jeszcze ktoś w to wierzy? Ci tam na górze już tak odlecieli od rzeczywistości, że czasem sami nie wiedzą o czym mówią.

Rząd nam pomoże – tak. Na pewno. Na 1000%. Pomoże nam się wykończyć. 

Rodzicu. Bój się. Nie dzisiaj nie jutro, ale za parę lat, zobaczysz co się wydarzyło. W końcu wyjdzie “szydło”z worka (i nie chodzi tu o Beatę). Zrozumiesz wtedy ile straciło Twoje dziecko.

Dlaczego? Oczywiście powiesz, że to wina tego że nauczyciel go nie nauczył. A co Ty zrobiłeś dla swojego dziecka? Powiedziałeś “dzień dobry” pani od polskiego jak ją zobaczyłeś w sklepie? Uśmiechnąłeś się do Pana od fizyki, którego spotkałeś idącego po ulicy?  Zatrzymałeś się może żeby po ludzku porozmawiać z Panią od angielskiego o postępach swojego dziecka? Nie, po co? Łatwiej jest zapłacić za korepetycje, a potem narzekać, że w szkole nie uczą. Łatwo jest narzekać na zadania domowe i płacić innym nauczycielom za to, żeby siedzieli z Twoim dzieckiem i je odrabiali. W końcu edukacja kosztuje. Kiedyś poczułem się jakbym dostał w twarz, bo mój uczeń przyznał się, że chodzi na korepetycje z mojego przedmiotu. Zadzwoniłem nawet do Ciebie i zapytałem, czy może Twój syn nie chciałby uczęszczać na zajęcia dodatkowe (wyrównawcze – w końcu szkoła je organizuje), zignorowałeś mój telefon. Łatwiej było zapłacić za korki i marudzić jaki to jestem niedobry bo stawiam jedynki.

Ciśnie się na usta jedno słowo. Kiedyś profesor Miodek powiedział że w języku polskim można nim wyrazić aż 40 skrajnie różnych emocji, umiejętnie go używając w różnych kontekstach. Wiesz o jakim słowie piszę? Jeśli tak to podziękuj nauczycielom, że nauczyli Cię myśleć i analizować. Jeśli nie. To zajrzyj do słownika, albo sprawdź w internecie pejoratywne  znaczenie słowa kurtyzana.

„Kurtyzana jej mać”.

Tak. Tak właśnie jest, że my nauczyciele co tyle zarabiamy. Co nic nie robimy i mamy tyle wolnego walczymy o swoje. Wiesz dlaczego?

To Ci wytłumaczę. To jest krzyk rozpaczy. Rozpaczy w obronie Twojego dziecka. Twojego.  Tego na którym powinno Tobie zależeć, a zależy Nam. Tego, którego każdy sukces w szkole jest sukcesem, z którego jesteśmy dumni. Tego, którego każda samodzielna praca pokazująca, że potrafi myśleć jest dla nas motorem do wstania kolejnego dnia z łóżka i pójścia do tej szkoły. Do tej szkoły, która jest przez lata niszczona w imię REFORMY. ZMIANY programów nauczania. Dlaczego ufasz Ministrowi Edukacji (nieważne z jakiej opcji politycznej – od wielu lat nie było prawdziwego ministra edukacji), że wie lepiej, niż te wszystkie osoby które stoją na co dzień przed tablicą i widzą co się dzieje?

Że podstawy programowe nie przystają do rzeczywistości, że brakuje pieniędzy na szkoły, pomoce dydaktyczne. Że godzina biologii, chemii czy fizyki to zdecydowanie za mało. Dlaczego nie posłuchasz tej osoby, która spotyka się z Twoim dzieckiem przez prawie 260 dni w roku i ma z nim czasem dużo lepszy kontakt niż Ty?

Dlaczego Szanowny rodzicu masz pretensje do nauczyciela, że chce zarabiać godnie jak człowiek. Tak jak Ty. Pracując uczciwie. Wykonując to, do czego przez lata przygotowały go studia, szkolenia, konferencje. Doświadczenie i praktyka?

Czy to źle? Źle, że chcę abyś mnie szanował? Przecież tego wymagasz ode mnie. Żebym Cię szanował. Ciebie i Twoje dziecko. Czy to źle, że chcę żebyś mi zaufał i wsparł mnie gdy próbuję nauczyć coś Twoje dziecko. Wiem, że chcesz jak najlepiej dla niego. Ale uwierz mi. Mając codziennie w klasie 20 – 30 uczniów chcę jak najlepiej dla nich wszystkich.

To właśnie dla nich przychodzę codziennie do pracy i będę przychodził do momentu aż nie pokona mnie frustracja. Frustracja na wszystko dookoła, bo nikt nie chce nas wysłuchać, a tylko krytykować i wytykać błędy, niedopatrzenia. Sam je widzę. Sam wiem, że wielu powinno odejść z zawodu. Że gdybyś mi uwierzył, wsparł i pozwolił działać to wspólnie moglibyśmy coś osiągnąć.

Dzwonek. 45 minut. 45 minut podczas których zapominam o pensji, podwyżce, Twoich pretensjach. 45 minut podczas których spotykam młodych ludzi, którzy może i czasem są nieznośni, kłótliwi, niegrzeczni, ale…

Ale jak się zapomną i posłuchają to mają szansę się czegoś nauczyć. Mają szansę żeby zmienić swoje przyszłe życie. Czasem po latach spotkają mnie na ulicy i pochwalą się, że mają godne życie, że dopiero teraz zrozumieli dlaczego wymagałem od nich tyle. Że dzięki temu mogli coś osiągnąć w życiu. Że pamiętają nasze lekcje, dyskusje, śmiech, radość jaką dawało im to, co przygotowałem dla nich.

To jest właśnie to, co trzyma mnie w tym zawodzie i pozwala przetrwać. To dlatego się buntuję i dlatego chcę zmian. Nie rewolucji. EWOLUCJI. Ewolucji szkoły w taką, która zapewni Twojemu dziecku dobrą edukację.

To właśnie dlatego chcę, żeby za moją pracę płacono mi godnie. Żebym nie musiał szukać innej. Żebym nie musiał dorabiać na boku, żeby utrzymać swoją rodzinę i swoje dzieci.

Jeśli już myślę o strajkowaniu to dla Ciebie, Twojego dziecka, dla dzieci Twoich dzieci. Powinieneś być ze mną, bo to o przyszłość Twojego dziecka chodzi. na wielu zdjęciach profilowych na Facebooku zobaczysz nakładkę: „popieram protest nauczycieli”. Czy to rodzic ją ma ? Czy może kolejny nauczyciel. Tak popiera. Popiera i krzyczy w ciszy, że aż ciarki przechodzą po plecach. 

 

Adaś Miaułczyński

 


Adaś Miauczyński – bohater oryginalnego cyklu autorskiego Marka Koterskiego, sfrustrowany i przegrany polski inteligent, określany przez krytykę „żywą emanacją ciemnej strony i podświadomości przeciętnego Polaka”. Wikipedia

 

Adaś Miaułczyński – Alter Ego – wielu nauczycieli. Nauczycieli, którzy będąc anonimowi i przeźroczyści na co dzień, przychodzą do szkoły, aby uczyć dzieci. Często słyszą różne rzeczy, widzą co się dzieje w oświacie i w Polsce. Jedni znużeni i zmęczeni życiem podejmują walkę z systemem, inni po cichu robią to co do nich należy czyli uczą. Najlepiej jak umieją. Z pasją, z nadzieją, że w końcu coś drgnie i ktoś dostrzeże, że oni też są ludźmi. Z nadzieją, że w końcu ktoś ich zrozumie. Zrozumie, że edukacji to wspólny proces dla dobra dziecka w którym powinni uczestniczyć nauczyciele, rodzicie i wszyscy inni, którym zależy na tym żeby Nam „się żyło lepiej” w przyszłości. ….

 

Adaś Miaułczyński
Pozostałe wpisy Adaś Miaułczyński (Zobacz wszystkie)
Podoba się? Podziel się z innymi.

10 odpowiedzi na “Ja, Nauczyciel”

Najgorzej usłyszeć to, co się naprawdę czuje. Uwielbiam tę pracę i nie wyobrażam sobie siebie, gdzie indziej. Ale Twój wywód pokazał mi też stronę uczuć rodzica. Ale czy rodzic o tym myśli? Nie! On tylko żąda zajeciem się dzieckiem, wychowaniem go i nie trzepianie się jego osobiście( w sensie rodzica). Pracuję też 19 lat😀

Jestem nauczycielem z 20-letnim stażem, w dodatku uczę języka polskiego, który jest jednym z najbardziej obciążających czasowo przedmiotów. Z wieloma quasi-faktami Pana wpisu nie mogę się niestety zgodzić. Dobrze Pan wie, że rady pedagogiczne, szkolenia i wywiadówki nie odbywają się co tydzień, tylko raz na 2-3 miesiące. Dobrze Pan wie, że nikt nie przygotowuje w sierpniu akademii na rozpoczęcie roku szkolnego. Dobrze Pan wie, że 90% nauczycieli nie uczestniczy w żadnych egzaminach poprawkowych, a 99% nigdy nie pomagała w układaniu planu. Dobrze Pan wie, że nie pisał Pan tego tekstu w obronie uczniów. Co do reszty. zgadzam się. Bywa ciężko. Ale niemal w każdej chwili można zrezygnować. Dopóki znajdą się chętni do pracy za dwa tysiące złotych, nonsensem ze strony pracodawcy byłoby płacić im więcej. Zamiast strajkować ze względów płacowych, proponuję złożyć wypowiedzenia, tak jak niegdyś lekarze. Solidaryzuję się w trudzie i frustracji, ale nie w metodzie. Z szacunkiem.

Gdy czytam komentarz Beaty, zastanawiam się, jak ktokolwiek może płacić ponad 2 tysiące złotych osobie, która nie potrafi skonstruować poprawnie trzech zdań.

Pan Tomasz Chlewiński pisze „Dopóki znajdą się chętni do pracy za dwa tysiące złotych, nonsensem ze strony pracodawcy byłoby płacić im więcej”. To jest karykatura myślenia wolnorynkowego. Czy uważa Pan, że najważniejsze jest, żeby ktokolwiek, zechciał podjąć się tej pracy? Może jednak ważny jest format, intencje i poziom intelektualny osoby, która w dużym stopniu może zadecydować o przyszłości człowieka? Brak tej świadomości jest przerażający, szczególnie u nauczyciela.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment dwa is processed.